Rymanowskie legendy - „Mogiła nad Zdrojem”


Z górą Mogiłą nad Rymanowem-Zdrojem związana jest legenda o znajdującej się tu niegdyś jaskini, wykorzystywanej przez zbójów okrutnych i wielce niegodziwych. Władysław Łoziński pisał, że w pierwszej połowie XVII wieku w górach sanockich były jaskinie zbójeckie, w których ci omawiali plany wypraw i przygotowywali zasadzki oraz ukrywali zrabowane kosztowności i inne przedmioty. Trzymali w nich też swój zbójecki oręż. Niektóre z nich musiały być zatem wcale sporych rozmiarów, skoro tak wielu ludzi mogło się w nich pomieścić. Największa z nich koło Nasicznego miała 60 metrów długości, a te w Beskidzie były jeszcze większe [*].

Otóż jednego razu beskidnicy, ten pomiot diabelski, napadli na miasto Rymanów. Zrabowali do cna kościół, zabierając wszystkie naczynia liturgiczne i wota sprzed obrazów. Uchodząc w góry, do swoich zbójnickich kryjówek, uprowadzili ze sobą bardzo ładną rymanowską Żydóweczkę Ryfkę, którą akurat byli zdybali w podmiejskiej karczmie. Nie żeby się który zbój na zabój w niej zakochał, ale potrzebna im była dziewka do posługi. Zamknęli ją w tej jaskini na Mogile, co się do niej na zbój schodzili. Gotowała im tam strawę, prała i naprawiała podarte łachy. Przez długi czas nie pozwalali jej jaskini opuszczać, zresztą ona też się o to nie napraszała. Ale kiedy po wielu miesiącach nabrali już do niej zaufania, bo przecie robiła akuratnie wszystko, co kazali, i pokorna była, pozwolili jej wychodzić do lasu zbierać jagody i grzyby. A i na słoneczku, żeby sobie trochę posiedziała, bo taka blada. Ryfka sprytną była dziewką i w mig zorientowała się, gdzie ta jaskinia się znajduje. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że wtedy jeszcze Zdroju tu nie było.

Razu jednego, kiedy zbójcy poszli na rozbój i było wiadomo, że ich całą noc nie będzie, popędziła co sił w nogach do Rymanowa i wydała jaśnie wielmożnemu panu na zamku rymanowskim ich kryjówkę. Potem nad ranem wróciła do jaskini jakby nigdy nic i dalej robiła to wszystko, co do jej obowiązków należało, tak że zbóje wcale nie domyślili się jej zdrady. W jakiś czas potem, kiedy wszyscy opryszkowie byli w tej jaskini, smolacy otoczyli ją i chcieli szturmem wziąć, i jak najwięcej beskidników żywcem dostać. Ale zbóje bronili się dzielnie, z hakownic strzelali, nie było mowy, żeby do jaskini bliżej podejść. Wtedy smolacy postanowili wykurzyć ich dymem, tak jak wykurza się lisa z nory. Z góry zrzucili przed wejście do jaskini stos gałęzi i podpalili je. Jednocześnie cały czas strzelali, żeby nikt z jaskini chyłkiem się nie wymknął. Kiedy dym opadł, okazało się, że wszyscy zbójcy się wydusili i ta ładna Żydóweczka rymanowska, co ich wydała, też.


Potocki A., 2009, „Legendy łemkowskiego Beskidu”, Wydawnictwo LIBRA, Rzeszów, s. 20-21
WsteczDalej